Ten kto 12 października 2011 roku zagościł w murach Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku na pewno na długo zapamięta chwile tam spędzone. Wykonawcą koncertu był światowej sławy kwintet dęty blaszany CANADIAN BRASS. Zespół powstał w Toronto w 1970 roku z inicjatywy puzonisty Gene Watts’a oraz tubisty Chuck’a Daellenbach’a. I choć jego dzisiejszy skład jest już bardzo zmieniony to muzyka, którą prezentują pozostała taka sama – doskonała pod względem wykonania i brzmienia. Z pierwotnego składu w Gdańsku wystąpił tylko tubista Chuck. Reszta muzyków to nowy narybek zespołu – bardzo utalentowany i profesjonalnie realizujący swoje muzyczne zadania.
Gdy tylko dowiedziałem się o koncercie – od Michała Olejnika – od razu wykonując jeden telefon do kolegi bez zastanawiania się zamówiliśmy bilety. Pozostało tylko czekać na dzień koncertu. Było to o tyle ciekawe doświadczenie dla mnie osobiście, gdyż zwieńczeniem moich studiów na Akademii Muzycznej była praca dyplomowa na temat: Canadian Brass jako wiodący kwintet dęty blaszany II połowy XX i początku XXI wieku. Już wtedy drogą mailową kontaktowałem się z zespołom, zadawałem pytania, nawet udało mi się poprosić ich o autografy, które przesłał mi Jeff Nelsen (grający wówczas w CanBrass waltornista). Ucieszył mnie ich stosunek do mnie – człowieka, którego nie znają – otwarty, uprzejmy i nielekceważący. Równie dobrze mogli moje maile usunąć i nic sobie z nich nie robić. Słuchając nagrań zespołu byłem pod wielkim wrażeniem – pewnie jak większość z Was – stąd byłem bardzo ciekawy jak brzmią na żywo i jakimi są ludźmi w bezpośredniej relacji. Opisać wrażenia muzyczne będzie bardzo ciężko nie mniej postaram się Wam przybliżyć ten koncert. Filharmonia była wypełniona po brzegi – choć zauważyłem kilka wolnych miejsc – czyżby ktoś kupił bilet, a nie przyjechał? Jeśli tak, to nie wie, co stracił...
Zespół wystąpił w następującym składzie:
- Brandon Ridenour – trąbka
- Christopher Coletti – trąbka
- Eric Reeds – waltornia
- Achilles Liarmakopoulus – puzon
- Chuck Daellenbach - tuba
„Koncert był prześmieszną mieszanką muzyki i teatru – tego typu rzeczy nie mają dla mnie realnej nazwy. Ktoś już wynalazł pojęcie sztuki, a to jest zbyt niezdarne. Oni są doskonałymi muzykami niezależnie od tego czy fałszują muzykę, czy grają poważnie.”
Citizen Ottawa
„Canadian Brass wywiązali się ze swego obowiązku... Była to mieszanka wirtuozerii, edukacji i rozrywki... Nie brzmieli płasko, ani nie poruszali się za wolno... Ciągle absorbowali uwagę i zaangażowanie słuchacza w koncert. Doskonała muzyka i doskonały duch muzyczny, a zarazem wspaniała zabawa.”
The New York Post
„Grali leżąc na ziemi, albo z dowcipem naśladując tancerki baletu.”
„To jeden z najlepszych zespołów na świecie. Cała piątka muzyków zbliżyła się do fenomenu pracując nad dynamiką, co pozwoliło wypełnić ich muzykę światłem i cieniem.”
The Washington Post
Te cytaty oddają w pełni to, co działo się na Sali koncertowej.
Warto napisać, że wszyscy muzycy kwintetu to doskonali instrumentaliści. Nie będę ich opisywał tutaj. Odsyłam Was na stronę Canadian Brass – możecie o nich poczytać.
Jeśli chodzi o warsztat wykonawczy to chyba nikt nie będzie miał pytań – brzmienie, technika gry, łatwość operowania różnymi rejestrami, lekkość odnajdywania się w różnych rodzajach muzyki sprawiało, że koncert słuchało się niezmiernie miło oraz z wielkim zaangażowaniem. Zespół absorbował słuchacza w 100%. Znany już obrót trąbki Vizzutti’ego podczas grania wykorzystał Daellenbach grając na tubie – wyobraźcie sobie obrót tubą przy jednoczesnej grze. Wielka klasa! Trudno coś tutaj już więcej opisać – to trzeba było usłyszeć i zobaczyć, gdyż koncert, jak przeczytaliście był mieszanką muzyki, teatru i baletu. Żadne nagranie nie odda koncertu na żywo. To był perfekcyjny występ! Nie dosłuchałem się momentu, który mógł mi się nie spodobać. Naprawdę. Nawet nie wiem, czy można jakoś ich zaszufladkować - to MASTER CLASS, najwyższa półka, Champions League czy jak kto jeszcze woli w innych słowach szukać synonimów tych określeń. To jednak, co brzmiało na Sali i ciągle brzmi w uszach tych, co byli, jest rzeczą bezcenną.
Po koncercie jak gdyby nigdy nic muzycy wyszli do kuluarów, zaczęli rozdawać autografy, rozmawiać, chętnie robili sobie zdjęcia. Pokazali, że poza sceną nie są zadufani w sobie nosząc brzemię słynnego CANADIAN BRASS. Normalni, zwykli, fajni ludzie. Potwierdziło to moje domysły, które w jakimś stopniu doświadczyłem wcześniej kontaktując się z nimi podczas pisania pracy dyplomowej. Nie mogłem nie wykorzystać okazji, aby pokazać im moją pracę. Bardzo się ucieszyli, po czym Chuck Daellenbach napisał mi swój adres na teczce i powiedział: „I want to have this book. You must copy this one and send me, as soon as possible” czyli, że chce mieć tę pracę i mam mu ją wysłać tak szybko. jak to możliwe. Ucieszyło mnie to niesamowicie. Porozmawialiśmy z nimi, porobiliśmy zdjęcia – było naprawdę bardzo miło i sympatycznie.
Opuszczaliśmy filharmonię jako ostatni słuchacze. Przygotowując się do drogi powrotnej staliśmy chwilę przed autem zaparkowanym obok filharmonii. Po chwili muzycy wyszli sobie z instrumentami na plecach, w garniturach, w których grali koncert i poszli sobie nad Motławę popatrzeć i porobić zdjęcia – jak gdyby nigdy nic.
Tak jak napisałem w ShoutBox'ie – było bomba, a kto nie był ten trąba !!! Te słowa podtrzymuję!
Tutaj macie mały fotoreportaż z koncertu.
Jeśli ktoś z Was był, a chciałby dodać coś od siebie niech napisze swoje odczucia.
Damian Ruskowiak